Blog / Porady

Okiem użytkownika: Małolitrażowym motocyklem w trasę.

Okiem użytkownika: Małolitrażowym motocyklem w trasę.

˙ 

Miałem to szczęście ,że moi rodzice oraz dziadkowie pokazali mi jak piękne może być zwiedzanie Świata. W związku z tym, iż pieniędzy było ile było, jeździliśmy co roku pod namiot. Komfort podróżowania również miał drugorzędne znaczenie, czy to PKP, czy leciwą Zastawą, czy wreszcie „wygodnym” dużym Fiatem, ważne było aby coś zobaczyć, wyrwać się choćby na tydzień z domu. Dodatkowo wyrosłem na opowieściach moich dziadków którzy w latach 60-tych i 70-tych podróżowali po Polsce motocyklem WSK M-150, który dysponował mocą 6,5 KM.

Na poniższym zdjęciu, mój pradziadek i ja, na motocyklu od którego zacząłem swoją przygodę z motocyklami.

146

Tym samym pojazdem moi dziadkowie, mieszkający na opolszczyźnie, byli nad Bałtykiem, na Mazurach, w Szklarskiej Porębie, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej a nawet w Dreźnie. Nie mieli wtedy specjalnych turystycznych kufrów, bielizny termo-aktywnej, kasków z blendą przeciwsłoneczną, kombinezonów przeciwdeszczowych, nawigacji GPS i innych współczesnych udogodnień. Jedyne co mieli to mały przeciekający namiot bez tropiku, małą walizkę na bagażniku, oraz chęć zobaczenia „świata”. Żywili się w barach mlecznych i… cieszyli się drogą. Babcia prowadziła dziennik miejscowości które zwiedzili. Nigdzie im nie było spieszno a gdy tylko zobaczyli ciekawy zamek, pałac czy stary kościół, zatrzymywali się aby go zobaczyć.  Pamiętam dokładnie opowieść o tym jak dziadkowie spotkali w Szklarskiej Porębie motocyklistę który chwalił się, że swoją szybką MZ-tą przyjechał z Krakowa w niecałe 6 godzin. A na pytanie co zobaczył po drodze nie umiał odpowiedzieć. Dziadkowie jechali dłużej ale zobaczyli po drodze mnóstwo miejsc, choćby z kanapy motocykla.

Dziś wmawia się nam, że do podróżowania potrzebujemy turystycznego motocykla, samo rozkładającego się namiotu, GPS-a i  mnóstwa innych gadżetów. Owszem motocykl turystyczny poprawia komfort, odpowiednie kufry zabezpieczają przez wodą i kradzieżą a gadżety znacznie ułatwiają życie w podróży, ale nie są konieczne do podróżowania.  Koronnym argumentem ludzi przemieszczających się na co dzień „dużymi” motocyklami jest też mała moc motocykli małolitrażowych, a na moje opowieści o podróżach moich dziadków zawsze odpowiadano mi: „Wtedy były inne czasy, mniejszy ruch na drogach, nie było tyle ciężarówek i nie były one tak szybkie”. No tak, tutaj trudno się nie zgodzić, rzeczywiście świat tak wtedy nie pędził.

Cóż więc może zrobić ktoś kto ma prawo jazdy kategorii B, kilkunastokonny motocykl i marzy o podróżach? Ktoś kto chciałby bezpiecznie i z przyjemnością zobaczyć kawałek Polski, bez  setek trąbiących tirów i samochodów chcących zepchnąć „spowalniacza” do rowu?

To bardzo proste: wybrać warunki  drogowe jak najbardziej zbliżone do tych z lat 70-tych, czyli zaplanować trasę wybierając drogi gminne, bądź wojewódzkie, tak zwane żółte. Większość tych dróg została niedawno wyremotowana za pieniądze Unijne. Coraz więcej też buduje się nowych dróg ekspresowych oraz obwodnic, co powoduje że drogi kategorii „żółtej” czy nawet często „czerwonej” są mniej uczęszczane.

Na poniższych zdjęciach, kilka fotek z moich podróży po Polsce.

podóże

Pamiętać należy jednak o tym iż przy drogach żółtych nie ma za wiele parkingów leśnych, a stacje benzynowe spotykamy rzadziej, i są one często bez zaplecza „turystycznego” typu ławka/stolik. W takich sytuacjach trzeba sobie jakoś radzić. Aby napić się ciepłej kawy z termosu i zjeść śniadanie byłem zmuszony skorzystać z wiatraka energetycznego, a  aby „odcedzić kartofelki” musiałem wjechać kawałeczek w las…

Planując trasę 125-tką, uwzględniając przerwy „papierosowe” co 100km, należy założyć prędkość średnią na 50km/h. Co oznacza, że na trasę 150km należy przeznaczyć trzy godziny. Koniecznie należy unikać podróżowania nocą, jedna lampa w motocyklu nigdy nie oświetli tak dobrze drogi jak dwa reflektory samochodowe. Nie warto też rzucać się od razu na głęboką wodę, pierwsze wycieczki warto zaplanować na góra 100km w jedną stronę, zwiedzanie i 100km do domu. 350-400km to już trasa wymagająca przyzwyczajenia swoich czterech liter, kręgosłupa, mięśni karku oraz barku. Nie trzymamy też kurczowo kierownicy, służy ona do kierowania a nie trzymania się.

Warto zatrzymywać się co 100km nawet jeżeli wydaje nam się, że jeszcze 100km przejedziemy, nie robienie regularnych postojów, choćby na kilka minut, zemści się następnego dnia zakwasami mięśni i bólem tyłka.

Dobrym nawykiem jest też korzystanie z przystanków autobusowych do  przepuszczania  „goniącego” nas trąbiącego TIR-a. Nieraz podróżując moją 125-tką trafiał się taki kierowca któremu moje 80-90km/h poza terenem zabudowanym było zbyt wolne, podróżowanie przed takim Tirem staje się stresujące i niekomfortowe. Warto więc przepuścić go wykorzystując zatoczkę najbliższego przystanku autobusowego. Samochody osobowe zwykle mają na tyle dobre przyspieszenie, że wyprzedzenie nas nie sprawi im problemu. Jadąc motocyklem warto też trzymać się środka pasa ruchu, nie ma tam dziur ani kolein, a przy wyprzedzaniu nas przez niebezpiecznie blisko jadący samochód mamy możliwość odsunięcia się w prawo.

Jeżeli nie znamy się na mechanice pojazdowej to warto też wykupić sobie pakiet ubezpieczeń Asisstance, zawierający holowanie motocykla do najbliższego warsztatu, naprawę ogumienia czy nocleg w hotelu w razie niemożliwości naprawienia motocykla od ręki. Zwykle dla pojemności 125ccm nie są to olbrzymie kwoty, a komfort psychiczny jednak większy.  Dobrym pomysłem jest też zabranie oprócz GPS-a, laminowanej wodoodpornej mapy samochodowej.

Wystarczy z głową zaplanować trasę, liczyć siły na zamiary i nie dać sobie zabrać marzeń.

Życzę wam aby podróżowanie po Polsce dawało wam tyle samo satysfakcji i przyjemności co mi.

Lewa w górę i do zobaczenia w trasie.

P.S. 

Mamo, Tato, Babciu i Dziadku, dziękuję za zaszczepienie we mnie tej chęci podróżowania i poznawania świata.

Przeczytaj też inny artykuł tego autora: Słowo o chińskich motocyklach.

Udostępnij ten post

Beniamin to specjalista od "chińczyków". Członek Klubu Chińskich Motocykli. Związany z produkcją dla motoryzacji od 2007 r. Na co dzień pracuje jako kierownik zakładu produkcyjnego. Z wykształcenia technik elektronik systemów komputerowych, inżynier elektrotechniki, magister automatyki i metrologi.

REKLAMA

47 komentarzy

  1. W takim razie 125-tka nadaje się na trasę. A w wielu innych miejscach na tej stronie napisane jest ze raczej nie. Da się, tylko nie tak poprostu.

    Odpowiedz
    • Na pewno podróżowanie 125-tką wymaga zmiany przyzwyczajeń samochodowych co do prędkości i dziennie pokonywanej trasy. 700km to już wyczyn. No i trzeba się liczyć z tym, że czasami trafimy na uczęszczaną trasę, która będzie nas stresować. Najlepiej zatrzymać się i wybrać drogę alternatywą. Żółtymi drogami bez problemu. Ale 125-tką we dwie osoby i bagażem ciężko jest w współczesnym ruchu drogowym. Więc raczej w trase należy jechać Solo. I też trzeba zwrócić uwagę na ramę motocykla, przynajmniej przy chinczykach, niektóre konstrukcje bywają zbyt wiotkie pod obciążeniem.

      Odpowiedz
  2. No i pięknie!Zachęcajmy młodzież do wycieczek za miasto lub z ,,poza miasta” jeszcze gdzieś dalej…Sam nawijam kilka tysi (ok.5) rocznie pojemnością 100-125ccm a niedawno nawet ,,pięćdziesiątką” i jeszcze żyję ale jak super!?! Góry,lasy,SŁOWACJA to mój świat widziany z perspektywy kanapy squterowej bo tak najwygodniej,spokojnie,bez pośpiechu,tanio i prawie bez stresu…no czasem TIR. Zawsze jest czas na przerwę przy sklepie GS-u lub cerkiewce albo w jakimś fajnym miejscu ,a takich nie brakuje.Tylko mniej pośpiechu,więcej rozglądać się na boki i pomachać mijanym ludziom…bardzo często też zamachają!!! Do zobaczenia na trasie.Pawel

    Odpowiedz
  3. Nie mogę się zgodzić z jedną sprawą opisaną przez autora – nie zalecam trzymania się środka pasa. Wyobraźmy sobie sytuację, że poruszamy się za samochodem (jednym lub niejednym :)). Pojazd przed nami jadąc powiedzmy przepisowe 90km/h widzi przed sobą na środku pasa przeszkodę: cegłę która spadła z naczepy, kawałek drewna, butelkę itp. albo dziurę. Co robi? Nic! Nawet nie zwalnia, mija ją środkiem między kołami. A co z biednym kierowcą jednośladu? Jadąc środkiem pakuje się centralnie w taką niespodziankę i nieszczęście gotowe. Jeśli również jedzie stałą prędkością i niezbyt daleko od poprzedzającego pojazdu nie ma szansy na jakąkolwiek reakcję.
    Można by tu jeszcze wspomnieć o dojeżdżaniu do świateł, skrzyżowań, gdzie na środku mogą być wymalowane znaki poziome ( co nie ułatwia hamowania), albo wyciekających spod samochodów różnego rodzaju płynów, oleju które najczęściej jednak ciekną w okolicy środka pojazdu a dla nas stanowią śliski problem…

    Odpowiedz
    • Dziękuję za komentarz, przynajmniej wiem że ktoś mnie czyta :-).
      Masz oczywiście rację co do pasów i znaków poziomych na jezdni. „Motocyklista musi być rasistą, czyli zawsze jeździć po czarnym”.
      Tego wątku nie poruszałem jeszcze, bo skupiałem się raczej na podróżowaniu w trasie. Z tą jazdą środkiem to też jest tak że prawo nakazuje jazdę jak najbliżej prawej krawędzi drogi.
      W praktyce nie zdarzyło mi się jeszcze aby Policja zwróciła na to uwagę. Zwróć uwagę że na boku jezdni są największe dziury i koleiny.
      Przy jazdą środkiem pasa ważne jest oczywiście zachowanie sporej odległości, a uwierz mi że 125-tką nie da się siedzieć na błotniku samochodu osobowego bo oni dawno już 90kmh nie jeżdżą tylko 100-110kmh. Różne przedmioty na jezdni mogą również pojawić się po prawej i lewej stronie, choćby zmiażdżone mięsko lisa czy kota…

      Odpowiedz
      • Popieram.

        Odpowiedz
    • Jadąc środkiem pasa niejako wymuszasz na wyprzedzającej Cię osobówce, zjechanie na lewy pas. Dodatkowo jeśli osobówka będzie Cię wyprzedzać ciasno, masz margines błędu do pobocza. Jadąc przy prawej nie masz tego zapasu miejsca, a i wyprzedzający zdecydowanie częściej nie zachowują bezpiecznego metra odległości.

      Odpowiedz
  4. Wiem, że odkopuję ale może jeszcze ktoś to przeczyta. Bo warto, w artykule jest sama prawda. Od siebie dodam jeszcze, że warto wcześniej przestudiować planowaną trasę na mapach Google. Umożliwia to precyzyjne planowanie podróży, tak by uniknąć remontów, TIR-ów albo znaleźć objazd gminnymi drogami. Szybsze 125-tki mogą pokusić się o założenie średniej prędkość na poziomie 60km/h.
    Co do dyskusji, sam zalecam trzymanie się co najmniej środka pasa ruchu, drogi lubią się nieprzyjemnie zwężać, pobocza są zdradliwe a samochody usiłują nas lekceważąco(i niebezpiecznie) ominąć zamiast wyprzedzić, jadąc z naprzeciwka wyprzedzają nie zważając na nas, brzydko spychają na bok. Sam się na tym łapię jak jadę samochodem. Natomiast widząc z daleka jednoślad jadący środkiem pasa inne pojazdy zazwyczaj traktują nas „poważniej”, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.

    Odpowiedz
  5. W tym roku okrążyłem Polską trzymając się blisko granic. Zacząłem w Przemyślu i pokonując Bieszczady, Tatry, Sudety, zachodnią Polskę, wybrzeże Bałtyku, Mazury, Podlasie i Podkarpackie przejechałem prawie 4000 km na mojej czerwonej Yamaha YBR 125. Podróż rewelacyjna i bez pośpiechu. W kuferku, sakwach i na tylnym siedzeniu, wiozłem namiot, śpiwór, kuchenkę i to co w podróży jest potrzebne. Spalanie wahało między 2,5 a 3 litry a jestem dość duży. Polecam 125-tki choć pewnie 250tka była by praktyczniejsza.

    Odpowiedz
    • Do Gregora.
      Chętnie posłuchałbym o doświadczeniach z takiej podróży. Zacząłeś w Przemyślu, więc może tak jak ja mieszkasz tutaj.
      Proszę o kontakt na forum.
      Pozdrawiam.

      Odpowiedz
    • Gregor.

      Prawda jest taka że nie sprzęt daje nam możliwość podróżowania lecz chęć.

      Parę lat temu byłem tak biedny że dosłownie miałem tylko 3 pary butów, 4 pary spodni, 5 bluz, bieliznę i koszulki a i jeszcze miałem dwa podarowane rowery jeden z 1964 a drugi z 1995 i kilkadziesiąt książek no i jeszcze byłem współ właścicielem 10 letniego PC-ta. Miałem gdzie spać, pokój w którym mogłem mieszkać za darmo.
      Przez rok przerywanej pracy udało mi się odłożyć 1000zł.
      Pewnego letniego dnia gdy byłem w pracy i dostałem bardzo smutną i niepokojącą informację powiedziałem szefowi że od jutra nie przychodzę do pracy. Dwa dni później jechałem już na rowerze z 1964 w stronę Turcji. Kupiłem sakwy i zostało mi 800zł spałem w rożnych miejscach. Jechałem po rożnych drogach. Czasem było tak że pchałem rower pod górę przez 4h. Czasem leżałem w pobliskich krzakach bo nie miałem już sił dalej pchać rower. Przejechałem wtedy 1300km dotarłem do Rumunii i trochę pojeździłem pociągiem z 1000zł zostało mi 350zł.
      Rok później poprawiła się moja sytuacja finansowa i kupiłem rometa ogara 200, przejeździłem nim w ciągu roku 7000km czasem po 250km dziennie. Rok później 2014 kupiłem przepalającą olej 125 i pojechałem nią na wycieczkę wyruszyłem w poniedziałek we wtorek o 16.00 byłem na granicy Węgiersko-Chorwackiej na której zawróciłem i w środę o 21 byłem w miejscu z którego wyruszyłem w poniedziałek. W niecałe trzy dni przejechałem 2150km. Nie był to żaden wyczyn.
      W zeszłym roku awansowałem i zacząłem zarabiać 2 razy tyle. Kupiłem sobie motocykl enduro którym można jeździć w ciężkim terenie ale zawodów nawet amatorskich to nim nie wygrasz. Tamtego roku zrobiłem 20 000km zwiedziłem kilka krajów europejskich.
      W roku 2016 przejechałem tym motocyklem 16 000km i zwiedziłem kilkanaście krajów Europejskich i kilka Azjatyckich
      . A wiecie którą podroż najlepiej wspominam ?
      Tą odbytą rowerem gdzie dziennie przejeżdżałem 120-180 km. Nie ważny jest sprzęt ani pieniądze tylko chęci do podróżowania. Z moją dzisiejszą wiedzą pieniędzmi na wyjazd na poziomie 1500zł kupił bym motocykl Pronar 2t (w świetnym stanie 2000zł) czyli mińska i pojechał na wschód do Rosji. Nie musicie się przejmować tym że motocykl się popsuje tam w każdej wsi mają takiego a dobre silniki można kupić za 100zł.
      Ważne są chęci trzeba w końcu wstać z kanapy i jechać.

      Odpowiedz
      • Fajna opowieść. Dobrze się ją czytało.

        Odpowiedz
  6. czy w czechach mozna jezdzic 125-tka na prawo jazdy kat.b?

    Odpowiedz
  7. no to lipa bo automat mnie nie interesuje

    Odpowiedz
  8. Koledzy , dzięki za Wasze opinie i te negatywne i pozytywne , przed miesiącem nabyłem 125-tkę Suzuki i mam nadzieję zacząć tą przygodę z moto ha ha ,co prawda może w wieku po 50-tce jakoś nie tak ha ha ale kto powiedział że nie można więc każda Wasza opinia o dalszych trasach na takiej pojemności jest dla mnie cenną , zatem mam nadzieję że Intruder o takiej pojemności jakoś się na tych trasach sprawi ? jestem jak na razie zielony ha ha ale dzięki Wam Panowie nadzieją rośnie ha ha , Pozdrowionka serdeczne im może gdzieś na trasie się spotkamy z wiosenką ? Darek , Sława – Lubuskie . hej !

    Odpowiedz
  9. Witam! w sierpniu 2015 roku wybrałem sie w podróż na Bieszczady (z Nowego Sącza) dzienny mój przebieg wynosił około 400 km.Nie jechałem sam jechał ze mna Ojciec na Suzuki vx 800 ja na romecie zetce 125 ! srednia predkosc to 70-80 km /h spokojnie dotrzymywałem mu kroku.Mielismy jeden dzień na dojazd do bieszczad i zwiedzanie więc czasu było mało, aczkolwiek romet 125 dawał sobie swietnie radę jadac praktycznie tylko 2 przerwy a predkosć oscylowała w okolicach 70-80 km /h. przy 35 stopniowym upale .Mielismy tylko 2 postoje na trasie dojazdu /i z powrotem. rewalacyjne spalanie ok 2,5 l 100 km.Dodam takze że romet był „tuz po dotarciu” miał nieco ponad 1000 km przebiegu a w trakcie podrózy obroty oscylowały w okolicach 5000-7000 obr/min.

    Odpowiedz
    • Gratuluje wytrwalosci. OCzywiscie 125 da sie zwiedzac tylko dziennie mozna duzo mniej przejechac ale za to mamy najtansze zwiedzanie 🙂

      Odpowiedz
  10. Super przygody, podziwiam osoby z taką pasją , niesamowicie miło się to czyta 🙂

    Odpowiedz
  11. Ja czesto jezdze po gorach malopolska w granicach 300 i wiecej km raz jechalem sobie 90 za tirem ( srodkiem ) i nagle wyskoczyl mi spod tira kołpak samochodowy ktory pod wplywem wiatru latał po calym pasie nie mialem szans ominac wiec zamknolem oczy a jak otworzylem to juz go nie bylo ufffff prawie sie zejsralem 😉

    Odpowiedz
  12. Wielki szacun! Bo niby dlaczego się nie da 125 jeździć na wycieczki. Opinia, że 1`25 to tylko na miastu jest nic nie warta albo co najwyżej śmiechu warta. Oczywiście może coś być lepsze coś gorsze, ale na pewno posiadanie moto 125 nie dyskwalifikuje do moto turystyki.
    A żeby nie być gołosłowny, nie piszę to tylko bo tak mi się wydaje, piszę to z własnego doświadczenia. Tu są relacje i fotorelacje z moich wypadów. Nie są to wojaże dalekie ale…
    http://motowycieczki125.blogspot.com/

    lewa w górę, pozdrawiam wszystkich z pasją

    Odpowiedz
  13. Można jeżdzić w trasy nawet z grupą na ciężkich motocyklach pod warunkiem że zwracają uwagę czy nadal jestes z nimi…Bardzo miło jest na stacji podczas tankowania.Najdłuższa trasa Kraków -Bieszczady-Kraków.W sumie ponad 700 km.Szkoda że nad morze nie dojechałem – zdrowie nie wytrzymało.Jednak nie polecam jazdy autostradami/drogami szybkiego ruchu.Nasze motocykle lubią w trasie ok 90 km/h.Niektórzy kierowcy samochodów wyprzedzają na milimetry dosłownie ocierając się o ciebie , a jechać kilkaset kilometrów w ciągłym stresie i przy maksymalnej uwadze co za mną , obok i z przodu to mija się z celem.Jeśli uda się powtórzyć wyjazd nad morze to podzielę trasę na etapy po 200 km , i wybiorę drogi lokalne.Można więcej zobaczyć i milej spędzić czas.Pozdrowienia dla miłośników 125 i wypraw motocyklowych.

    Odpowiedz
  14. zapraszam na foto relacje z najnowszego mojego wypadu dookoła Tatr i w Pieniny
    http://motowycieczki125.blogspot.com/2016_08_01_archive.html

    Odpowiedz
  15. Witam,
    nie wiem czy moje zapisy coś dadzą innym, ale lepiej napisać. Poza tym pisanie porządkuje myśli. Motorek – Suzuki intruder 125, wiek 52+ (ten plus to chyba ostatnio modne), żona twierdzi że ostrożny , lokalizacja Łódź. Jeżdżę na tym cudzie drugi rok. Generalnie wszystko w porządku w mieście, „ale” przedwczoraj wybrałem się do Poznania po część do samochodu, którym też jeżdżę. Wydawało mi się że trasa 250 + 250 (chciałem wrócić) jest ok. Być może, gdybym jechał rekreacyjnie 50- 60 km/h, coś bym zobaczył, popatrzył, na to czego nie widziałem wyciskając z mojego motorka wszystko co się dało (umówiłem się na odbiór o konkretnej godzinie). Średnia przebiegu 55 km/ h i pieruński stres. Nie pojechałem autostradą , bo po pierwsze bałem się TIR – ów , które przecież zarabiają i muszą przycisnąć gdzie można, a po drugie opłat za jednoślad które, jeśli sobie przypominam są takie same jak dla samochodów. Jechanie motorkiem na granicy jego wydolności to dla mnie istny koszmar. Wszystko drży, kierownicy znów zaczynam się trzymać, zamiast trzymać kierownicę…, z prędkością nie było tak źle. Nie wyprzedzało mnie wszystko co jechało, zdarzało się sporadycznie. Jazda sierodkiem pasa , jak najbardziej. Jest bezpieczniej i spokojniej. Jak już ktoś ciebie wyprzedza, to wie że ciebie nie zepchnie i musi tak to przekalkulować. Zmorą środka pasów jest frezowanie nawierzchni. Nie wiem czy to tylko w moim intruderku tak jest, ale motor zaczyna „pływać”. To nie jest fajne. Ruch na 2-kólkach na trasie mały. Wszystko co jechało, przeważnie w okolicach miast przejeżdżało w nielimitowanym tempie. Inne spotkane w trasie to Honda Gold Wing x 2 chyba na Holenderskich tablicach i „nocne” BMW z nowym reflektorem ledowym, które jak jechało z tyłu to dawało po lusterkach, a jak już koło mnie przejechało to dawało po oczach swoimi światłami tylnymi. Generalnie po 500 km w jeden dzień byłem wykończony. Może to wiek – ale nie planujcie tyle na małym 125… 🙂 Przejechał, ale właściciel ma wybrzuszenia na sumieniu 🙂

    Odpowiedz
    • Witam.dopiero zaczynam swoją przygodę z motorami.125……kupilem w środę i zaczynam poznawać ten świat.

      Odpowiedz
  16. Wróciłem właśnie z mojej pierwszej dłuższej niż 150km „wyprawy”.
    Zrobiłem dokładnie 250km w jedną stronę, jadąc po lokalnych drogach gminno-powiatowych. Trasę szybkiego ruchu ominąłem szerokim łukiem.
    Oto moja garść przemyśleń na temat podróżowania motocyklem 125ccm

    Po pierwsze… pamiętaj o postojach!

    Kanapa mojego motocykla jawiła mi się do tej pory jako szczyt miękkości i luksusu. Jak się okazało, po przejechaniu więcej niż 100km zaczynają się dziać dziwne rzeczy z kanapą i tyłkiem i coś, co było mega miękkie, zaczyna wbijać się w dupsko jak nieociosany kołek. Twarde poślady dają się mocno we znaki, przynajmniej mi. Moja granica zasięgu to około godziny ciągłej jazdy, lub 70-80km odległości. Po tym czasie robiłem sobie przynajmniej 15 min przerwy.

    Po drugie… ubranie!

    Wygodne motocyklowe ciuchy + nieprzemakalne buty, rękawice i CICHY kask, to absolutne minimum na trasę. Owszem wokół domowego komina możesz pośmigać w zwykłych jeansach i otwartym kasku np typu orzeszek, jednak na trasie taki strój kompletnie się nie sprawdzi. Zweryfikuje go pierwszy drobny deszczyk lub mocniej wiejący wiatr. Szczególnie tyczy się to kasku. Ja kupiłem sobie kolejny kask, szczękowy firmy LS2. Niestety, kask jest wyjątkowo słabo wyciszony. Jedynym rozwiązaniem było dodatkowe zakładanie w uszy stoperów, inaczej hałas wiatru opływającego kask kompletnie by mnie ogłuszył

    Po trzecie, motocykl 125ccm to nie jest demon prędkości.

    Powiedzmy sobie szczerze. Poza zdezelowanym dostawczakiem, traktorem, lub innym sprzętem rolniczym i czasem autobusem lokalnego PKSu, stającym na każdym przystanku, niczego więcej nie wyprzedzisz. Ciężarówka jadąca z prędkością 90km/h lub niespecjalnie spiesząca osobówka jadąca z podobną prędkością stanowi poważne wyzwanie. Ja w większości takich wypadków odpuszczałem sobie wyprzedzanie. Szkoda nerwów.

    Po trzecie… uważaj MYŚL cały czas podczas jazdy, szczególnie za kierowców samochodów.

    Jadąc z prędkością oscylującą w okolicach 90km/h jesteś zawalidrogą. Wyjątkowo denerwujący są kierowcy, którzy w trakcie wyprzedzania niemal ocierają się o ciebie w trakcie manewru wyprzedzania, często zajeżdżając ci drogę. Dziwnym trafem, najwięcej problemów na trasie sprawiły mi wypasione SUWy oraz średniej wielkości… dostawczaki. Czasem miałem wrażenie, że jedni i drudzy czerpali jakąś szczególną przyjemność z faktu, że mijają motocyklistę. Zdarzały się też wyjątkowo wredne małpy, które po wyprzedzeniu mnie potrzebowały koniecznie przetrzeć wycieraczkami przednią szybę, solidnie zraszając mnie lejącą się ze spryskiwaczy wodą.

    Ostatnia sprawa.
    Uważaj, szczególnie na ostrych zakrętach, gdy nie widzisz co się dzieje poza łukiem drogi. Ja niemal otarłem się o śmierć, gdy młody idiota pędzący w zdezelowanym golfie wypadł z łuku z ogromną prędkością, nie opanował pojazdu i wjechał na mój pas ruchu.
    Minął mnie na milimetry, tylko dla tego, że uciekłem na zewnątrz zakrętu.

    Czy podróżowanie motocyklem 125ccm może być przyjemne? Tak, podobnie jak podróżowanie rowerem lub chodzenie na piechotę. Żeby tak podróżować, trzeba mieć sporo czasu, nigdzie się nie spieszyć i jechać dla samej jazdy. Jeśli to jazda jest twoim celem a nie jakaś miejscowość na końcu trasy, to podróż sprawi ci przyjemność. W każdym innym przypadku taka przejażdżka będzie mordęgą.

    Odpowiedz
    • Dzięki za Twoje spostrzeżenia. Podpisuje się obiema rękami pod tym co napisałeś. Zwlaszcza w kwestii traktowania motocyklistów na 125-tkach przez kierowców osobówek, którzy w wielu przypadkach czerpią radość z wyprzedzenia nas, jednocześnie nie zachowują przy tym podstawowych zasad bezpiecznej jazdy – wyprzedzanie na zakazie, bez zachowania odpowiedniej odległości podczas takiego manewru, trzymanie się tzw zderzaka także jest normą, wymuszanie pierwszeństwa, ścinanie zakrętów – można by długo wymieniać. Ja niestety również doświadczyłem podobnej sytuacji jak Ty z golfem, tyle że na małej prędkości i skończyło się na szlifie i ogólnym poturbowaniu…

      Odpowiedz
      • Nie tylko w przypadku 125tek tak zachowują się puszkarze. Ja jeżdżę 250tką, gdy tylko nie mam testówki 125 i staram się zawsze jeździć przepisowo 90km/h, no czasem na 100 naliczniku. I tak samo jestem wyprzedzany przez wszystkie osobówki. Żeby nie być przez nie wyprzedzanym musiałbym jechać ponad 115km/h a tego robić nie mam zamiaru. Jeszcze mi życie miłe. Dlatego wolę jechać środkiem pasa, zawsze wtedy mogę się odsunąć. Często też zerkam w lusterka, co kilka sekund żeby nie zostać zaskoczonym.

        Odpowiedz
        • Widzę, że kupując 125ccm zamiast 250-ki, wiele nie straciłem. Jazda wygląda bardzo podobnie, ze względu na zachowanie rozsądnej prędkości, gwarantującej panowanie nad motocyklem. Silniejszy motocykl wyprzedzi współczesne auto, ale bezpieczeństwo jazdy spada mocno i ryzyko jest za duże. Takie jest moje zdanie. Dodam jeszcze spostrzeżenie odnośnie mojej 125-ki, w porównaniu do mojej dawnej 15-konnej CZ175. Oba motocykle, w moim odczuciu jeżdżą praktycznie tak samo, gdybym ważył obecnie tyle co w latach 80-tych, to pewnie jechało by mi się tak samo. Wygląda na to, że homologacje faktycznie zaniżają osiągi naszych motorków. Praktycznie różnica jest niewyczuwalna. W elektronice (komputery) zamula się celowo szybkie procesory, by je sprzedać taniej, bo się nie opyla produkować innych. Jak wiesz, co zrobić by odblokować procesor, to masz w przód. Motocykli 125 nikt u nas nie zamula i ciągną po prostu więcej, niż to podane w instrukcji i niż nam się wydaje. No chyba, że zamulimy moto przy docieraniu.

          Odpowiedz
          • Mnie ciekawi czy ktoś próbował szkoleń torowych 126ka?

    • Hej,
      Całkiem niedawno wróciliśmy z plecaczkiem z naszych motowakacji – dodam, iż jeździmy hyosungiem aquilą 125 ccm i zrobiliśmy podczas naszej wyprawy w siodle jakieś 2500 km w sumie. Z okolic Krakowa ruszyliśmy na północ – najpierw zahaczyliśmy Kazimierz Dolny, potem Mazury, następnie Hel, Toruń, a z Torunia, to już prosto do nas – pod 500 km. Z Torunia do Łodzi jechaliśmy autostradą A1 i gdyby nie zespół napędowy, który już przed wyjazdem wakacyjnym uznany został jako kończący się, to pewnie do domu dojechalibyśmy właśnie autostradami. A tak skończyło się na popularnej „gierkówce” i drogach lokalnych. Muszę przyznać, iż zgadzam się z wszystkimi Twoimi argumentami, oraz prawie całym komentarzem. Prawie, ponieważ kompletnie nie rozumiem samego jego końca. 125 ccm jeździmy już od kilku lat, załatwiliśmy już i Beskid Śląski, i Zakopane, i Wrocław. Teraz wakacje w siodle i cała wschodnia część Polski również odwiedzona. Na pytanie – czy podróżowanie 125-tką może być przyjemne – oczywiście, że może, w niewiele mniejszym stopniu, jak podróżowanie większą maszyną. Chyba, że słowo podróżowanie rozumiesz jako jazdę z większą prędkością. Przypomnę, iż wcale nie tak dawno – co to jest kilkadziesiąt lat – nie było (albo nie były dostępne) maszyn z większymi silnikami. A ludziki jeździły i tak. Mój ŚP Dziadek z Babcią zjeździli na 125-tce całą Polskę. Co tu dużo pisać, gdzie masz osiągnąć te większe prędkości? W Polsce? Na autostradzie nasz hyosung spokojnie dobijał do licznikowej 120, co z tego, skoro komfort jazdy zapakowanym motocyklem, to (przynajmniej dla mnie i moich moto znajomych) okolice prędkości 100 km/h. Według mnie, to nie prędkość 125-tek jest ich główną niedogodnością -to sposób uzyskania tej prędkości, czyli mówiąc wprost – przyśpieszenia. Fakt, na A1 wyprzedziłem w sumie klika tirów, owszem zdarzyło się. Ale na drogach jednopasmowych grzecznie zjeżdżam i pozwalam się wyprzedzić i odpuszczam sobie wyprzedzanie innych. Maszyną z większym silnikiem, pewnie nie było takiego tematu i nazwijmy to: elastyczność podróży była by na pewno lepsza. Podsumowując – według mnie podróżowanie motocyklem jest przyjemnością samą w sobie (wykluczam słowo mordęga), a 125-tki otworzyły taką możliwość dla wielu osób. Pozdrawiam gorąco,

      Odpowiedz
      • właściwie to zgadzam się w całej rozciągłości tego co napisałeś

        Odpowiedz
    • Rownież jeżdze Hondą cb125 r.i to w długie 400 kilometrowe trasy.i nigdy nie mam syndromu bolącego tyłka.Czesto jeżdze też rowerem i nic tak dobrze nie hartuje zadka niż siodło rowerowe.

      Odpowiedz
  17. @KLM
    Niewielką pomocą w takich sytuacjach (mówię o patologi drogowej, wyprzedzanie, zajeżdżanie drogi itp) jest kamerka zainstalowana na kasku. Kilka razy szarżujące auto bardzo szybko przestawało kozaczyć, gdy kierujący orientował się, że na kasku mam zainstalowaną kamerkę. Marna to pociecha ale zawsze…

    Zdezelowane golfy drugiej i trzeciej generacji, szarżujące na powiatowych dróżkach, prowadzone przez młodych kierowców, to zupełnie inny kaliber problemów…

    Odpowiedz
    • Ja jeżdżę w kamizelce odblaskowej z napisem POLSKA.
      I samochody wyprzedzają mnie dopiero jak doczytają że nie pisze tam POLICJA.

      Odpowiedz
      • Hehe, ciekawa opcja z tą kamizelką. Ja osobiście zrezygnowałem z kamerki na kasku, kiedy doczytałem info że tego typu kamerka a właściwie jej mocowanie może wyrządzić więcej szkody niż pożytku podczas uderzenia głową (patrz przypadek Michaela Schumachera). Wygląda na to że nie ma idealnych sposobów na uniknięcie niebezpiecznych sytuacji. Trzeba mieć jak to się mówi trzeźwy umysł no i nie jeździć motocyklem w sytuacji gdy jesteśmy czymś bardzo przejęci, zdenerwowani, zaobsorbowani – po prostu trzeba być maksymalnie skupionym tak uważam.

        Odpowiedz
        • Niebezpieczna jest kamerka zamocowana na część czołową – wklejona w szczękę integrala nic złego nie zrobi

          Odpowiedz
  18. Moją kamerkę umieściłem za szczytem kasku, to jedyne w miarę płaskie miejsce gdzie mogłem przykleić zatrzask. Ze względu na zaokrąglenie kasku zmuszony byłem podkleić taśmę mocującą zatrzask dodatkowymi dwoma paskami po bokach zatrzasku, zrobiłem coś takiego:

    =============
    == ==
    == ==

    . Dzięki temu taśma trzyma się dosyć mocno jednak próba złapania za nią spowodowała jej odklejenie, więc w razie upadku na pewno też odpadnie.

    Co do kamizelki, pomysł Beniamina wydaje się niezły, tylko cena za taką kamizelkę lekko mnie rozwaliła – obecnie na alledrogo kosztuje to 120zł z wysyłką…

    Odpowiedz
    • Tak, kamizelka jest droga, ale muszę powiedzieć że moją mam już 3 rok, i w sezonie dziennie w niej jeżdżę i dopiero teraz zaczyna się lekko pruć nić trzymająca odblask. Wystarczy naprawić i znowu będzie oki.

      Odpowiedz
  19. „Obrazek” mi się rozjechał, może teraz wyjdzie lepiej:

    ===========
    ==…………..==
    ==…………..==

    Odpowiedz
  20. http://motowycieczki125.blogspot.com/

    najnowsze moje fotorelacje 125cc oczywiście

    Odpowiedz
  21. Odpowiedz
  22. W tym roku postanowiłem wyremontować Simsona SR50 i przejechałem nim przez 6 dni ponad 1500km po Polsce. Najbardziej obawiałem się tego, co autor napisał:
    „350-400km to już trasa wymagająca przyzwyczajenia swoich czterech liter, kręgosłupa, mięśni karku oraz barku.”
    Ku mojemu zdziwieniu po całodziennym siedzeniu w siodle i przejeżdżaniu bez zatrzymywania po 100km nie odczułem żadnych z tych dolegliwości.
    Pytanie czy to DDR-owskie sprzęty były tak wyjątkowo dobrze ergonomicznie zaprojektowane, czy też takie obawy są dużą przesadą?
    Dodam, ze wcześniej od 10 lat nie siedziałem na żadnym jednośladzie, z wyjątkiem bardzo krótkich wypadów z kilkuletnimi dziećmi na rowery.
    PS. Z tym Assstance też nie mac o przesadzać w Polsce. Zawsze znajdą się życzliwi ludzie, którzy nam pomogą, a także im mniej zabezpieczeń tym większy smak przygody!

    Odpowiedz
    • Jest kilka czynników decydujących o odległości jakie można pokonać, ale w twoim przypadku to raczej Twoja psychika prawidłowo działa i dlatego nie czułeś zmęczenia – jesteś wyluzowany. Wielu początkujących ma stres związany z trasą (taki podświadomy), niby super fajnie, podjarka, ale przy tym napinają bardziej niż zwykle mięśnie pleców i czasem nawet po 30-40 kilometrach czują ból. Do tego dochodzi wygoda maszyny. Na skuterze, lub cruiserze, łatwo jest się wyluzować. Na sporcie ciągle szukasz miejsc do przecylania maszyny na boki, i to też na początku powoduje bóle kręgosłupa i ramion. Potem mięśnie się przyzwyczajają i człowiek też się oswaja i już nie boli nawet po 300km.

      Odpowiedz
  23. Witam Kolegow
    Lata 70-te byly okresem mojego romansu z Lambretta 150 LI II seria.Cudowny skuterek.Siedem razy z Krakowa nad morze z narzeczona a pozniej pelnoprawna malzonka.Nikomu nie snilo sie o scigaczach itp.Mimo,ze obladowana bagazami,maszyna zdala egzamin na5.Wiecej niz 70 nie osiagala pod obciazeniem,ale za to mozna byla cos niecos zobaczyc.Teraz mieszkam w UK i mile zaskoczenie-na motocyklistow zwraca sie uwage.Nikt cie nie spycha,wyprzedza na chama i jezdzi sie o wiele bezpieczniej.Mam mala Suzi EN 125-i bardzo dobrze mi sie nia zwiedza ta wyspe ostatniej nadziei.
    Moglem kupic cos mocniejszego-ale po co?Bardzo czeste ograniczenia do 30 mil,a na autostrade sie nie wybieram.Paru znajomych ma mocniejsze maszyny(rocket 3)-i…nie maja gdzie tym grasowac.Jest maly wybor 250-tek,a te co sa,np.Inazuma-nie budza mojego zachwytu-plastic fantastic,.
    W porownaniu z WSK ta Suzuczka calkiem niezle idzie,i jest o wiele bardziej niezawodna.
    Pozdrawiam wszystkich entuzjastow dwoch kolek
    Tadeusz

    Odpowiedz
  24. Bardzo fajny artykuł Beniaminie. Oby więcej takich się tutaj pojawiało …..
    Od siebie dodam, że żeby żyć wolniej , trzeba się przeprowadzić do Włoch. Coraz częściej o tym myślę….

    Odpowiedz
  25. Fajny artykuł. Najważniejsze w podróżowaniu są chęci. Przejechałem Varadero 125 kawałek Polski,super przygoda.Rekord 600 kilometrów w jeden dzień.125 uczy cierpliwości .Jeżdząc bocznymi drogami widzimy inna Polskę, wiele razy byłem zaskoczony tym co zobaczyłem.Wiaderka już nie posiadam ,dosiadam teraz Honde nc700. Wszystkim polecam turystykę motocyklową,spanie na polu namiotowym(można poznać ciekawych ludzi)

    Odpowiedz

Zostaw komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany

Możesz używać tagów HTML i następujących atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>